To miał być zwykły dzień w pracy dla Pana Wojciecha, który 20 maja prowadził autobus linii 737, jadący z Cmentarza Południowego w Antoninowie w kierunku Ursynowa Północnego. Jednak gdy zbliżał się do pierwszego skrzyżowania na trasie, zobaczył coś bardzo niepokojącego. Z daleka spostrzegł ranne leżące na jezdni zwierzę. Po chwili podjechał bliżej i zobaczył, że to dorosła sarna, która w chwili wypadku musiała być w ciąży, gdyż obok niej leżały dwie małe sarenki, musiały one wypaść z łona na skutek uderzenia przez samochód. Pan Wojciech zatrzymał pojazd i postanowił zbadać sytuację.
Ciężarna samica była martwa, gdy ją znalazł, jednak jedno z maleństw wciąż się poruszało. Nigdzie w okolicy nie było sprawcy wypadku, który odjechał, nie udzielając zwierzętom pomocy. Mimo że widok był przerażający, to Pan Wojciech zachował zimną krew i udzielił małej sarence pomocy. Zadzwonił pod numer alarmowy, a o sytuacji został poinformowany eko-patrol. Jednak kierowca nie mógł czekać na jego przybycie i zdecydował, że sam przetransportuje ją do miasta. Owinął ranne zwierzę swoją kurtką i zabrał je do autobusu. Jedna z pasażerek postanowiła pomóc i przez całą drogę trzymała sarenkę na kolanach.
Tragiczny finał historii
W końcu autobus z ranną sarenką na pokładzie dotarł na Ursynów, a tam czekały już na nią osoby, które zabrały ranne zwierzę do lecznicy weterynaryjnej. Niestety po kilku dniach okazało się, że nie udało się jej uratować.