9 maja ambasador Rosji próbował złożyć wieniec, upamiętniający zakończenie „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, jednak uniemożliwili mu to protestujący Ukraińcy i Polacy. Oburzeni ludzie oblali go czerwoną farbą, która miała symbolizować krew przelaną przez Rosjan na Ukrainie. Gdy Siergiej Andriejew próbował dotrzeć z wieńcem na cmentarz, zatrzymał go wściekły tłum. Przed dłuższą chwilę stał w miejscu i nie mógł się ruszyć w żadną ze stron, to wówczas został oblany czerwoną farbą, policja długo nie reagowała. Dopiero po kilku minutach funkcjonariusze pojawili się na miejscu. Kordon osłonił go przed kolejnymi atakami. Po chwili dyplomata zawrócił w kierunku swojego samochodu, zanim opuścił teren, zdołał udzielić jeszcze wywiadu, w którym podkreślił swoją lojalność wobec reżimu Putina.
Niedługo po tych wydarzeniach komentatorzy zwracali uwagę na osobliwe zachowanie policji, która nie śpieszyła się z interwencją. W związku z tym policja postanowili przeprowadzić śledztwo wewnętrzne. W jego wyniku nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości w działaniach funkcjonariuszy podczas tego wydarzenia.
„W sprawie incydentu z 9 maja przeprowadzono analizę prawną. Komplet dokumentów został przekazany do Prokuratury Okręgowej w Warszawie celem podjęcia dalszych decyzji. Zaznaczam, że nie są prowadzone żadne postępowania dyscyplinarne” – podkreślił Sylwester Marczak w rozmowie z RMF FM.
Odwet Rosjan na Polsce
Do ataku na rosyjskiej ambasadora przyznała się ukraińska dziennikarka Iryna Zemliana. Tymczasem Rosjanie postanowili zemścić się na Polakach i oblać budynek polskiej ambasady czerwoną farbą. Do incydentu doszło w ubiegłą środę.