Do tragedii doszło w marcu 2017 roku w parku Stawy Kellera na Bielanach. Na ścieżce rowerowej, z której zjeżdżała nastolatka brakowało tzw. włączenia w chodnik. Zamiast tego był pas luźnej ziemi. Dziewczynka straciła przez niego równowagę i wpadła na jezdnię ulicy Gdańskiej. To zakończyło się śmiertelnym wypadkiem.
Proces w tej sprawie ruszył we wrześniu tego roku, gdy od śmierci nastolatki minęło ponad 5 lat. Na ławie oskarżonych zasiadli bielańscy urzędnicy. Według prokuratora odpowiadali oni za budowę ścieżki, która doprowadziła do tragedii. Wśród oskarżonych jest były burmistrz Bielan Tomasz M., były zastępca burmistrza Artur W. i bielański urzędnik pełniący nadzór inwestorski nad budową ścieżki Tomasz G. Zarzuty usłyszał także kierownik budowy Waldemar W. z Zakładu Remontów i Konserwacji Dróg. Nie przyznają się oni do winy. Burmistrz zaznaczał, że za budowę ścieżki odpowiadał wydział infrastruktury, a nie zarząd dzielnicy.
Takie działanie prokuratury wobec mnie, które nie znajdują żadnego uzasadnienia prawnego, ani faktycznego, można wytłumaczyć motywacją pozamerytoryczną. Nie bójmy się tego powiedzieć: polityczną — mówił były burmistrz Bielan Tomasz M.
Z kolei jego zastępca tłumaczył, że nie miał prawa i obowiązku ingerować w proces budowy.
Zresztą budowa ścieżki rowerowej w parku Stawy Kellera była zadaniem z budżetu partycypacyjnego. Zgłoszone przez mieszkańców projekty, pozytywnie zatwierdzone przez miasto, zostają przedstawione do wykonania właściwym dzielnicom. Jest to obligatoryjne — tłumaczył.
Tomasz G. i Waldemar W. odmówili składania wyjaśnień. W rozprawach brali udział również rodzice tragicznie zmarłej nastolatki, którzy nazwali zachowanie oskarżonych "arogancją i lękiem przed odpowiedzialnością".