Ta bulwersyująca sprawa została opisana przez TVN24. Pani Dominika wracała z dzieckiem z Centrum Zdrwoia Dziecka. Jej córka ma jedną nerkę, dlatego konieczne są okresowe badania. Powrót autobusem do domu na Białołękę zajmuje kobiecie
75 minut, do tego musi trzy razy się przesiadać. Ten powrót do domu zapamięta na długo.
Na jednym z przystanków do autobusu próbował wsiąść niepełnosprawny na wózku. Kierowca pojazdu uznał, że nie ma miejsca na dwa wózki, dlatego poprosił kobietę, aby opuściła autobus. Pani Dominika nie chciała na to się zgodzić, ale prowadząca pojazd wyłączyła silnik i stwierdziła, że nie ruszy, jeśli pasażerka nie opuści pojazdu. Kobieta w końcu ustąpiła, ale twierdzi, że "została potraktowana jak śmieć".
Zarząd Transportu Miejskiego problemu nie widzi. Dlaczego? ZTM tłumaczy, że to kierowca w takich sytuacjach decyduje, kto ma pierwszeństwo - kobieta z wózkiem, czy niepełnosprawny. Przepisy w żaden sposób tego nie precyzują. Mowa jest jedynie o wypraszaniu osób, które stwarzają potencjalne niebezpieczeństwo. Sprawa bulwersuje, bo jak twierdzi pani Dominika, a w autobusie było miejsce na drugi wózek.
Kobieta wysłała już skargę do przewoźnika.
łj