Warszawska policja zapowiada skierowanie do sądu wniosku o ukaranie kierowców, którzy zatarasowali drogę furgonetce anty-LGBT. Chodzi o samochód fundacji "Pro - Prawo do życia", który od jakiegoś czasu jeździ po stolicy. Z plakatów, którymi jest oklejony, można przeczytać, że m.in. "lobby LGBT chce uczyć 4-latków masturbacji". Podobne hasła można usłyszeć z megafonów.
Jak już informowaliśmy, w sobotę w al. KEN przejazd furgonetki zablokował kierowca BMW. Później dołączyło do niego kilku kolejnych. Na miejscu wywiązała się awantura, ale policja, która przyjechała na miejsce, mandatu nikomu nie wystawiła.
Policja chce, żeby sąd ukarał tamujących ruch
Komenda Stołeczna Policji cały czas prowadzi postępowanie i jak udało nam się ustalić, sprawa - wiele na to wskazuje, trafi do sądu.
- Wielce prawdopodobne jest, że zakończy się to skierowaniem wniosku o ukaranie do sądu - mówi Radiu Kolor Sylwester Marczak z KSP. Jak wyjaśnia, chodzi o tamowanie ruchu przez kierowców, którzy zatrzymali furgonetkę.
Co z wątkiem haseł?
Sylwester Marczak zaznacza też, że jeśli kogoś uraziły komunikaty dobiegające z furgonetki, może złożyć zawiadomienie. Dodaje, że do tej pory żadne zawiadomienie od uczestników interwencji nie wpłynęło. Skargę złożył za to wiceburmistrz Ursynowa, Bartosz Dominiak.
W mailu skierowanym do policjantów wiceburmistrz wymienił kilka złamanych przepisów. Między innymi: nawoływanie do nienawiści, naruszanie przepisów o ograniczeniu przemieszczania się w okresie epidemii oraz podszywanie się pod komunikaty służby porządkowych - w tym samym okresie ulicami Warszawy jeździły patrole nawołujące do pozostania w domu.
łj