Wysokie temperatury, niebo bez chmur i rażące promienie słońca - to niemal jak zaproszenie na weekendową wycieczkę rowerową poza miasto. Z takiej okazji skorzystał pan Paweł, który ze stolicy ruszył rowerem na Mazury do swoich znajomych.
Jadąc przez jedną z polnych dróg w okolicach Lidzbardka Warmińskiego, pan Paweł w pewnym momencie poczuł silne szarpnięcie, które powaliło go na ziemię. Okazało się, że pomiędzy drzewami rozciągnięty był... drut kolczasty.
- Ściągnęło mnie coś z roweru, zatrzymałem się, zaczęła lać się ze mnie krew, zauważyłem ten drut kolczasty, który zerwałem. Mam około 40 zadrapań na wysokości ramion, mam założone 4 szwy. Pani chirurg powiedziała, że to cud, że nie naruszyło to żyły, bo mogło się to skończyć znacznie gorzej - mówi Radiu Kolor pan Paweł.
Chwilę później tą trasą przejeżdżały dzieci
Niecałą godzinę po zdarzeniu, tą samą trasą jechało małżeństwo z dwójką dzieci. Gdyby nie to, że pan Paweł zdążył wcześniej "rozbroić" pułapkę, bardzo prawdopodobne, że w drut kolczasty wjechałyby dzieci.
- Jak już byliśmy tam na miejscu i była już policja, to tą samą trasą jechała dwójka małych dzieci z dwójką dorosłych. Dzieci jechali przodem, dorośli za nimi. I myślę, że gdybym nie jechał tą trasą czterdzieści minut wcześniej, to ktoś z nich na pewno wjechałby w ten drut kolczasty - dodaje pan Paweł.
Droga polna, którą jechał rowerzysta, jest najprawdopodobniej terenem prywatnym i prowadzi do pola jednego z okolicznych rolników. Jednak w okolicy nie stał żaden znak informujący o zakazie wjazdu. Sprawą aktualnie zajmuje się policja, która ma ustalić, kto rozciągnął drut kolczasty pomiędzy drzewami.
Ostatnio informowaliśmy też o przypadku rowerzysty potrąconego przez autobus na pustej drodze. Więcej o tym znajdziecie tutaj.
ms