"Nagle słyszę krzyki: Wyciągnijcie go!". Świadek o dramacie na basenie pod Warszawą

O sytuacji, która miała miejsce w sobotę, pisaliśmy już na radiokolor.pl. 11-letni chłopiec został wciągnięty pod wodę i przez kilka minut nie mógł się wydostać. Radiu Kolor udało się dotrzeć do świadka tego dramatycznego zdarzenia. Niewiele brakowało, by cała sytuacja skończyła się tragicznie.

Jak relacjonuje nam bezpośredni świadek zdarzenia, nikt nie spodziewał się tego, co za chwilę się wydarzy.

- Basen nowy, więc powinien być przystosowany dla dzieci. Jak się później okazało, nie jest. Nagle słyszę krzyki z boku. Dwie, trzy osoby w wodzie, kobieta krzyczy: Wyciągnijcie go! Jak się potem okazało, to głos matki dziecka, które zostało wciągnięte pod wodę, nie miało możliwości oddychania - relacjonuje kobieta, która była w tym samym czasie na pływalni.

Dramatyczne minuty pod wodą

11-latek pod wodą przebywał kilka minut. Na pomoc najpierw rzucili się odpoczywający na basenie ludzie. Próbowali wyciągnąć dziecko z wody, ale bezskutecznie. Dopiero chwilę później całą sytuację miał zobaczyć ratownik, który wskoczył do wody. Ludzie zaczęli krzyczeć:

- Wyłączcie pompy, wyłączcie pompy! Było ogromne zamieszanie, wszystko robili ludzie, którzy przyszli odpoczywać na tym basenie - mówi kobieta. Dopiero chwilę później pompy udało się wyłączyć. Noga dziecka dalej była zakleszczona. 

- Wyłączenie pompy nic nie dało, bo nóżka dziecka została zassana, nie dało rady żadną siłą jej wyciągnąć. Ktoś wtedy krzyknął: Wyrywamy to! I kilku mężczyzn zaczęło szarpać za taką plandekę, która pokrywa dno oraz ściany basenu - opisuje świadek zdarzenia.

Ratownicy mieli problem, aby dotrzeć na miejsce

Po zerwaniu poszycia basenu udało się wyciągnąć nogę dziecka oraz zabrać je na powierzchnię. Wtedy rozpoczęła się reanimacja 11-latka. Trwała ona przynajmniej 10 minut. Udało się przywrócić akcję serca. Dziecko wciąż jednak kasłało wodą oraz krwią. Po tym czasie przyjechała straż pożarna.

- Strażacy musieli przejechać przez piaszczystą drogę do basenu. Moim zdaniem jest ona kompletnie nieprzystosowana do tego typy sytuacji - uważa świadek. Potem był kolejny problem. Ktoś zatarasował przejazd zaraz przy samym basenie. Ponownie to odpoczywający musieli zareagować.

- Samochód prawdopodobnie kogoś z personelu tarasował przejazd, więc tłum rzucił się, aby samochód przepchnąć i żeby strażacy mieli lepszą możliwość dotarcia do dziecka. Strażacy zareagowali sprawnie i szybko zaczęli udzielać pomocy. Pogotowia dalej nie ma - opisuje kobieta.

Kilka minut po strażakach nadjechała karetka, również miała problem, aby dotrzeć do basenu. Policja teraz wyjaśnia okoliczności tego zdarzenia.

mo