Jak wynika z danych, które przytacza Rzeczpospolita, w pół roku zniknęło w Polsce 1,5 tys. sklepów. Jedna trzecia z nich to sklepy zajmujące się sprzedażą żywności. Poza tym ubyły 264 sprzedające nową odzież i 162 oferujące odzież używaną. Zniknęły też 73 księgarnie.
"To tylko zapowiedź"
Proces zwijania się sklepów widać od jakiegoś czasu, ale jak przyznają eksperci, lockdown tylko to przyspieszył. Jak zaznacza, "o skutkach tragedii, które dotknęła przedsiębiorców" będzie można mówić dopiero za kilka miesięcy, gdy ujawni się faktyczna skala tych upadłości. - Jednak już dzisiaj widać to szczególnie po bezrobociu, które zaczęło funkcjonować w sektorze usług i w sektorze handlu - mówi Radiu Kolor Marek Traczyk, prezes Warszawskiej Izby Gospodarczej.
Według Marka Traczyka, skala upadłości to "tylko 1,5 tys. sklepów". Jak zaznacza, ludzie na początku epidemii bali się robić zakupy w dużych marketach, dlatego małe sklepy przetrwały. Jednak prognozuje, że to się zmieni. - To tylko zapowiedź, że coraz więcej tych upadłości będzie. To tylko 1,5 tys. dzięki temu, że chodzono głównie do tych sklepów - twierdzi Radiu Kolor Marek Traczyk. Jak dodaje, kolejnym czynnikiem wpływającym na kondycję małych sklepów jest zakaz handlu w niedzielę.
Duże sieci radzą sobie lepiej
Szef WIG zaznacza też, że pandemia znacznie mniej uderzyła w duże sieci sklepów - Biznes rozkwita w sieciach międzynarodowych, które zagarnęły lwią część handlu detalicznego, spożywczego. Wystarczy zapytać Polaków, gdzie robimy zakupy i wszystko będzie jasne - dodaje Traczyk.
łj