Programiści, kierownicy, specjaliści. Wykonują różne obowiązki w różnych miejscach. Ale kiedy usłyszą syrenę ze strażnicy przy Piłsudskiego 7 – wszyscy zaczynają mieć jednakowe priorytety: ratowanie życia, zdrowia i dobytku innych. Strażacy-ochotnicy z OSP Ząbki. Kim są bohaterowie, którzy gasili mieszkania w bloku przy Powstańców 62?
Gdy 3 lipca 2025 roku wieczorem zawyła syrena w Ząbkach, a strażacy dostali SMS-y na swoje telefony komórkowe, żaden z nich nie spodziewał się, że przyjdzie im brać udział w największej akcji gaśniczej w historii miasta. Pożar budynku mieszkalnego przy ulicy Powstańców 62 pozbawił dachu nad głową kilkaset osób, spowodował gigantyczne straty materialne i był testem dla służb z niemal całego Mazowsza.
Strażacy-ochotnicy z Ząbek zdali ten egzamin celująco, stając się lokalnymi bohaterami. Rozmawiał z nimi dziennikarz Radia Kolor, Marcin Kargol.
Różne zawody, jedna misja
Są wśród nas pracownicy magazynów, ale i członkowie zarządów. Kiedy wsiadamy do wozu bojowego, status zawodowy, wiek, płeć czy wykształcenie nie mają znaczenia – mówi nam Dominik Manowski, wiceprezes OSP Ząbki.




Manowski jest specjalistą od projektów w branży mięsnej. I za to dostaje wynagrodzenie od swojego pracodawcy. Służba w ochotniczej straży to w zasadzie drugi etat, za który właściwie nie dostaje pieniędzy. Są jednak inne wartości, które mają znacznie większe znaczenie.
W służbie każdy z nas jest równy – mówi Dominik Manowski, który podkreśla, że do każdego wyjazdu strażacy jadą jako zespół. – Pracujemy zespołowo. Podstawową komórką jest rota, czyli dwie osoby, pomocnik i przodownik. W zastępie są dwie roty i taki składem jedziemy na akcję. Oczywiście są też dowódca i kierowca. Wszyscy opieramy się na zaufaniu i naszych doświadczeniach – zaznacza wiceprezes OSP Ząbki
Niektórzy z ochotników strażackie doświadczenie nabywali od najmłodszych lat. Rafał Turkowski, druh z OSP Ząbki podkreśla, że cała jego rodzina pracowała w Państwowej Straży Pożarnej, dlatego on sam także został strażakiem. Ojciec Turkowskiego był zawodowym strażakiem w Legionowie. – Kiedy byłem dzieckiem, jeździłem z ojcem do Starachowic odbierać nowe wozy bojowe. Praca w straży mnie zaciekawiła i trwam w tym do tej pory – mówi Turkowski.
Zwraca też uwagę na to, że przez lata zadania straży pożarnej zmieniły się znacznie. Kiedyś strażacy głównie gasili pożary, dziś są często jako pierwsi na miejscu wypadków samochodowych, ale też – klasycznie – zdejmują też koty z drzewa. Wszystko to jest znacznie ułatwione przez coraz nowocześniejszy sprzęt – zwraca uwagę Turkowski.




Rafał Turkowski na co dzień pracuje w hotelu, jest kierownikiem zaplecza gastronomicznego. W chwili, w której wybuchł ogień w budynku przy ulicy Powstańców 62, był w centrum Warszawy. Po dwóch godzinach od pierwszego alarmu, zjawił się na miejscu, by pomóc swoim kolegom – ochotnikom z Ząbek i innych miejscowości oraz zawodowcom z PSP, którzy przyjechali gasić ogień.
Strażakiem się jest, a nie bywa. Wchodziliśmy do środka budynku. Praca tam była wyczerpująca – wspomina. Innym wspomnieniem jest świąteczna podróż sprzed lat z rodziną, w trakcie której zawyła syrena na strażnicy. Pojechałem gasić ogień, a na święta wyjechaliśmy godzinę później – mówi Turkowski.
Brak piątej klepki
Naczelnikiem OSP Ząbki jest zaledwie trzydziestoletni Krzysztof Kobiela. Na pytanie, co trzeba zrobić, żeby w tak młodym wieku rządzić strażakami-ochotnikami, odpowiada z uśmiechem, że trzeba zdobyć zaufanie ludzi, mieć dużo czasu i „konieczny jest brak piątej klepki”.
Obowiązków jest sporo – szczególnie tych administracyjnych. Konieczne jest pisanie sprawozdań, wniosków, pilnowanie finansów, przeglądów wszelkich urządzeń. Kosztuje to sporo czasu, wysiłków i nerwów – mówi nam Kobiela, który pełni swoją funkcję od roku. Podkreśla, że musiał na początku zrezygnować ze swojego życia prywatnego, by nauczyć się wszystkiego i zapanować nad funkcjonowaniem jednostki.
Naczelnik OSP z zawodu jest programistą. Mówi, że niezwykle ważne jest wsparcie – także przełożonych w pracy – którzy wykazują się dużym zrozumieniem.
W rozmowie z naczelnikiem OSP Ząbki wróciliśmy też do fotografii, którą strażacy opublikowali niedługo po pożarze bloku przy Powstańców. Napisaliśmy tego posta, żeby nieco rozładować emocje. Jeden z nas stracił swoje mieszkanie. Gdy byliśmy w środku, widzieliśmy między innymi spalone dziecięce łóżeczka. Potrzebowaliśmy się rozładować – wspomina Kobiela.

Zdjęcie rozeszło się po sieci szerokim echem. Udostępniły je setki osób, tysiące skomentowały, strażacy-ochotnicy z Ząbek szybko stali się lokalnymi bohaterami i symbolem walki z największym pożarem w historii miasta.




O tym, że trzeba być pozytywnym wariatem, by wstąpić do OSP, mówi nam też Mirosław Sikora, który strażakiem-ochotnikiem jest od siedmiu lat i w tym czasie brał udział w ponad pół tysiącu akcji.
Do OSP nie przychodzą normalni ludzie. My wchodzimy tam, skąd inni uciekają. Trzeba umieć zapanować nad strachem i pamiętać o bezpieczeństwie swoim i swojego partnera z roty – mówi Sikora.
Sikora mówi nam, że trudno jest nie zabierać pracy do domu. Cały czas jesteśmy w gotowości, ale staram się wyłączyć myślenie o tym, że syrena może zawyć w każdej chwili – podkreśla druh, który zaznacza też, że równie ważne jest, by nie zabierać domu do pracy. Jak mówi w czasie akcji liczy się tylko ratowanie życia i dobytku innych.
Druh Sikora, jak wszyscy inni jego koledzy i koleżanki, dzieli swoje życie na trzy części: strażacką, rodzinną i zawodową. Nasz rozmówca pracuje w drukarni. To mój zawód, to moja pasja. Także mojej rodziny – jesteśmy rodziną poligraficzną – mówi z uśmiechem Sikora.
Jak zostać strażakiem?
Rekrutacja do Ochotniczej Straży Pożarnej jest cały czas otwarta. Każdy może spróbować swoich sił. Sikora wspomina, że w Ząbkach jest także młodzieżowa drużyna pożarnicza – to dzieciaki w wieku 12-14 lat, które uczą się fachu pod okiem starszych kolegów.
Jestem przekonany, że kiedy skończą 18 lat i będą chcieli pójść na kurs, by został pełnoprawnym strażakiem-ochotnikiem, będą potrafić bardzo wiele. Cieszymy się, że następne pokolenia się uczą i że będziemy mieli następców – mówi nasz rozmówca.
Dominik Manowski, zwraca uwagę na to, że problemem dla wielu kandydatów jest to, że strażacy-ochotnicy nie dostają regularnej wypłaty. W Ząbkach stawka za każdą rozpoczętą godzinę akcji gaśniczej wynosi 29 złotych. Tyle dostaje strażak-ochotnik, który prowadzi działania.
Ale do tych działań nie zalicza się sprzątanie, zwijanie i suszenie węży czy konserwacja węży. Kiedyś to próbowaliśmy policzyć, ale przestaliśmy, kiedy wyszło nam, że dostajemy mniej niż 5 złotych za godzinę – mówi Manowski.
Wiceprezes ząbeckich strażaków podkreśla: najważniejsza jest misyjność, przywiązanie do tradycji i działanie zgodnie z rotą ślubowania: Bogu na chwałę, ludziom na ratunek.
Jak słyszymy od ratowników, rekrutacja do większości OSP przebiega z problemami, bo niebezpieczeństw jest sporo. Ludzie widzą, że sporo jest dużych, groźnych pożarów. I boją ryzykować swoim życiem i zdrowiem. Strażacy z OSP przekonują jednak, że spróbować zawsze można – drzwi do każdej strażnicy są otwarte i w każdym momencie można przyjść i porozmawiać z ochotnikami na temat ich służby.

Uratowana księżniczka jest powodem do dumy
Największą satysfakcją dla nas jest ten moment, kiedy wracamy z wyjazdu „z uratowaną księżniczką” – mówi Manowski. Przekonuje, że chwila, w której ktoś, komu uratował życie lub dobytek, dziękuje mu, jest wyjątkowa i nie do zapomnienia.
Druh Sikora zauważa z kolei, że najlepszą reklamą dla strażaków są niestety takie akcje jak ta przy ulicy Powstańców. Ochotnicy często pojawiają się na piknikach i festynach. Odwiedzają też szkoły i przedszkola. Ale jak mówi strażak, dopiero, gdy przyjdzie im zmagać się z ogniem, są zauważani przez innych.
Dopiero przy okazji takich tragedii ludzie widzą, jak pracujemy, ile nas to kosztuje siły. Najlepszą sytuacją byłaby ta, w której byśmy w ogóle nie wyjeżdżali. To by oznaczało, że miasto jest bezpieczne – kończy strażak.


