Prawie cztery miesiące minęły od ataku wymierzonego w najsłynniejszy fotoradar w Warszawie. Urządzenie, które stało przy Alejach Jerozolimskich 239 w Ursusie, zostało w nocy zniszczone siekierą. Choć fotoradar błyskawicznie zyskał status rekordzisty, jego kariera okazała się wyjątkowo krótka. Od kwietnia nie działa, a jego ponowny montaż pozostaje niewiadomą.
Około godziny 23 w nocy z 21 na 22 kwietnia nieznany sprawca kilkukrotnie uderza w obudowę fotoradaru siekierą. To już drugi raz, kiedy urządzenie staje się celem wandala — poprzednia dewastacja miała miejsce w lutym tego samego roku. Wówczas naprawa zajęła niemal trzy miesiące. Tym razem przerwa w działaniu trwa już prawie cztery miesiące, a końca nie widać.
Sprawą ponownie zajęła się policja. Dopiero po zakończeniu czynności śledczych możliwe było oszacowanie strat i przekazanie urządzenia ubezpieczycielowi. Tym razem koszty naprawy mają być jeszcze wyższe — według Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) mogą sięgnąć nawet 70 tys. zł.
Najskuteczniejszy fotoradar w stolicy
Fotoradar w Ursusie został zamontowany w listopadzie 2023 roku, z inicjatywy warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich oraz GITD. Jego zadaniem było wyhamowanie kierowców, którzy regularnie ignorowali ograniczenie prędkości do 50 km/h na tym odcinku Alei Jerozolimskich.
I faktycznie — jeszcze przed pierwszym zniszczeniem urządzenie zarejestrowało rekordowe 12,5 tysiąca wykroczeń, co czyniło je najskuteczniejszą fotopułapką w mieście. W tej chwili jednak zamiast działać, fotoradar pozostaje w magazynie — uszkodzony i bez perspektywy szybkiego powrotu.
W związku z kolejnym aktem wandalizmu GITD zapowiedział, że podejmie rozmowy z Zarządem Dróg Miejskich w sprawie montażu monitoringu, który objąłby swoim zasięgiem fotoradar.
Na razie nie wiadomo, kiedy fotoradar wróci na swoje miejsce. Koszty, procedury ubezpieczeniowe oraz ryzyko kolejnych zniszczeń sprawiają, że decyzja może zapaść dopiero po opracowaniu skuteczniejszego systemu zabezpieczeń.





