Jak co roku w Warszawie w Święto Niepodległości odbywa się wiele zgromadzeń. Żadne jednak nie budzi tyle emocji co Marsz Niepodległości organizowany przez środowiska prawicowe. Przed laty niejednokrotnie dochodziło do incydentów z uczestnikami marszu, bitwy z policją, palenie tęczowych flag, ksenofobiczne hasła, to tylko część tego, co się działo. Jak wyglądało to w tym roku?
Jarmark w centrum stolicy
Godzinę przed oficjalną godziną rozpoczęcia wydarzenia już część osób przyjechała na miejsce. Większość z nich miała biało-czerwone flagi, proporczyki, kotyliony czy opaski na rękach. Nie brakowało też flag ONR-u, Ruchu Narodowego i innych prawicowych organizacji. Chwilę później z platformy rozległ się głos wzywający do modlitwy za ojczyznę, większość jednak nie była tym zainteresowana. Na mnie wrażenie zrobiły stoiska sprzedające nie tylko flagi, ale również patriotyczną odzież, kibicowskie szaliki, a nawet obwarzanki. Wyglądało to jak jarmark.
Przechadzając się po terenie dookoła ronda Dmowskiego, rozmawiałem z ludźmi, którzy tam przyszli. Wszyscy odpowiadali, że to ich patriotyczny obowiązek i w ten sposób wyrażają swoją dumę z bycia Polką lub Polakiem. Nie wszyscy jednak podzielali poglądy organizatorów marszu, wiele osób przyszło tam, ponieważ chciało wyrazić swoją miłość do ojczyzny, a nie przywiązanie do haseł pojawiających się na zgromadzeniu. A tych nie brakowało, jak co roku mogliśmy usłyszeć popularne na tym marszu zawołania „Raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę” czy „Cześć i chwała bohaterom”.
Nieodłącznym elementem były też petardy i race. Pojawiały się wszędzie, a równo o godzinie 14 na rondzie Dmowskiego zrobiło się od nich wręcz czerwone. To jednak nie skłoniło jeszcze policji do interwencji mimo zakazu używania pirotechniki.
Ratusz podaje frekwencje
Na konferencji miasta podano też wstępne dane dotyczące statystyk. Odnotowano kilka incydentów, między innymi ze spaleniem tęczowej flagi, dochodziło do rzucania petardami w przechodniów, a także do jednej bójki. Jak powiedział prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, w marszu wzięło udział około 40 tysięcy osób. I faktycznie, według moich obserwacji, zgromadzonych było mniej niż w zeszłym roku. Może to być efekt podziału, jaki nastąpił wśród prawicowych środowisk w ostatnim czasie. Widać to też było, kiedy przemawiał Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji, był zagłuszany przez uczestników.
Na Marszu Niepodległości jestem od wielu lat. Zbyt wiele się nie zmieniło, jeśli chodzi o hasła czy nastrój, jaki tam panuje, jednak tegoroczny Marsz Niepodległości, można zaliczyć do relatywnie spokojnych zgromadzeń.