„Potrzeby są wszędzie”. Lidia Niedźwiedzka-Owsiak o fundacji WOŚP, listach od rodziców i o życiu przed Orkiestrą [ROZMOWA]

fot. Radio Kolor

Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, dyrektorka medyczna fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w rozmowie z dziennikarzem Radia Kolor, Marcinem Kargolem, zdradziła nam, co dzieje się za kulisami Fundacji.

Za nieco ponad trzy tygodnie Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra po raz 33. W trakcie styczniowego finału, który odbędzie się 26 stycznia, pieniądze będą zbierane na hematologię i onkologię dziecięcą.

Żona Jurka Owsiaka, popularna „Dzidzia”, w rozmowie z dziennikarzem Radia Kolor, Marcinem Kargolem, zabiera nas za kulisy funkcjonowania WOŚPu. Jak mówi, mimo wielu kryzysów, nikt w fundacji nie zamierza rezygnować z działań, które trwają już 33 lata.

fot. Radio Kolor

Na początek dość przewrotne i wprowadzające pytanie. Proszę powiedzieć, jak dobrze pamięta pani czasy, kiedy pani mąż, Jurek Owsiak, zajmował się witrażami?

Było to bardzo dawno temu, bo w poprzednim stuleciu. Pamiętam bardzo dobrze, to był bardzo fajny czas. Byliśmy młodzi, był to początek naszego małżeństwa, były dzieci, wynajęte mieszkanie. Mąż pracował bardzo spokojnie w pracowni witrażu. Była to praca, którą bardzo lubił, w której się świetnie realizował. Żyło nam się wtedy bardzo spokojnie.

Pytam o to nie bez powodu. Zastanawiam się, czy tworzenie witrażu, które jest bardzo precyzyjną pracą, można porównać do tworzenia Orkiestry, która być może także wymaga sklejania tysiąca drobnych elementów po to, żeby to wszystko w rezultacie działało i funkcjonowało.

Można to rzeczywiście tak porównać. Istotnie, praca w Fundacji to tysiąc różnych zadań, które trzeba połączyć. Życie pisze dodatkowo swój scenariusz, więc ciągle się pojawia coś nowego. Powiedziałabym, że właśnie to robienie witraży przez Jurka najbardziej dzisiaj widzę w pracy działu graficznego, czyli tam, gdzie Jurek pracuje. Wszystkie projekty, które są tworzone w fundacji, czy dotyczą samej oprawy finału, czy oprawy studia medycznego i studia w czasie finału, czy naszych festiwalowych rzeczy – to wszystko są grafiki, które Jurek projektuje wspólnie z czteroosobową ekipą swojego działu.

Pani w Fundacji jest dyrektorką medyczną i jest to, podejrzewam, bardzo istotny element całej tej układanki. Z jednej strony jest to praca w dużej mierze biurowa, ale z drugiej strony, spotyka się pani z ogromem osób, które potrzebują pomocy lub sprzętu medycznego.

Jeżeli chodzi o to spotykanie się z ludźmi, to i tak, i nie. Jestem dyrektorką do spraw medycznych, ale my z Jurkiem podzieliliśmy się i on bardziej zajmuje się reprezentowaniem Fundacji na zewnątrz, a ja jestem wewnątrz. Dlatego potem niektórzy zarzucają, że mniej mnie widać, że jestem mniej medialna, ale ja się po pierwsze się lepiej w tym czuję, a po drugie, ktoś musi wewnętrznie zarządzać tą Fundacją. Więc to jest nie tylko dział medyczny, ale to są wszystkie sprawy pracownicze, całe funkcjonowanie i zarządzanie biurem, wszystkim tym, co jest nam potrzebne do pracy.

Jeśli z kolei chodzi o spotkania z ludźmi, oczywiście ludzi przewija się bardzo dużo, aż trudno momentami zapamiętać te twarze i często mi się zdarza, że potem kogoś spotykam, wiem, że go znam, nie wiem, kim jest, więc zawsze pytam. Jurek natomiast stosuje inną metodę. Czasami z kimś rozmawia i później pytam go, „Kto to był?”, a on odpowiada „Nie mam pojęcia” [śmiech].

Pisze do nas mnóstwo lekarzy, piszą rodzice chorych dzieci, ale gdybyśmy na co dzień chcieli się spotykać ze wszystkimi lekarzami z Polski, ze wszystkich szpitali, a jest ich 650, to nie zrobiłabym nic, życie upłynęłoby mi na spotkaniach.

Wobec tego czym się kierujecie, wybierając kolejny cel zbiórki? Tu też wtrącę kolejne swoje przekonanie: mam wrażenie, że gdziekolwiek nie zaglądacie, tam i tak jest dziura, brakuje sprzętu i pieniędzy.

Tak, wszędzie są potrzeby. To są listy i z prośbami od lekarzy z całej Polski, to są również listy rodziców, których dzieci chorują albo leżały w szpitalu. Sugerują tematy, mówią o pewnych brakach, co należałoby zrobić. Na końcu sami obserwujemy i nasłuchujemy, co się w polskiej medycynie dzieje. Patrzymy też, do których szpitali kupowaliśmy sprzęt i czy tam należałoby coś jeszcze zrobić, czy możemy pójść dalej. Życie też pisze scenariusze. Zdarzył się COVID. Społeczeństwo zaczęło chorować, przede wszystkim na choroby płuc. Zarówno u dzieci, jak i u dorosłych występowały wszelkiego rodzaju powikłania.

I to był właśnie powód do tego, żeby zająć się pulmonologią. Już kiedyś pulmonologię w wąskim wymiarze wyposażaliśmy przy okazji alergologii. Wydawało się, że ona dobrze funkcjonuje, ale COVID pokazał, że są ogromne braki. Obecnie odbywa się trzeci już konkurs ofert na sprzęt dla pulmonologii. I, de facto, nie pamiętam ile urządzeń kupiliśmy, ale na sprzęt dla pulmonologii już poszło 150 milionów złotych.

No i teraz w takim razie pytanie, trochę nawiązując do pani słów: co jest nie tak z hematologią i onkologią dziecięcą, że w tym roku padło na właśnie ten cel?

To nie o to chodzi, że jest „nie tak”, bo jest właśnie bardzo „tak”. Onkologia dziecięca ma się bardzo dobrze. Mamy bardzo dobre wyniki w leczeniu dzieci, bo ponad 80% wyleczalności przy wcześniej wykrytych nowotworach. Rocznie nowych dzieci z chorobami onkologicznymi przybywa około 1100, czyli ciągle chorych jest około 3 tysięcy dzieci.

Zajęliśmy się tym tematem, ponieważ ostatnio onkologię robiliśmy 10 lat temu, wtedy kupowaliśmy sprzęt. Pomysł padł z mojej strony, bo ciągle rodzice proszą o pomoc. I to mnie natchnęło, że jednak do tej onkologii powinno się wrócić, bo niestety coraz więcej dzieci ma problemy.

W międzyczasie pojawiły się nowe technologie, nowe sprzęty, czyli większe możliwości lepszego leczenia dzieci.

To ogromny przeskok technologiczny, prawda?

Ten przemysł się bardzo szybko rozwija i sprzęty się starzeją technologicznie, tak jest też na przykład w okulistyce. Ale, wracając jeszcze do onkologii, chcę powiedzieć, że głównie skupimy się w tym momencie na neurochirurgii i chirurgii onkologicznej.

Przed nami 33. Finał. Pozwoliłem sobie wylistować pewne wydarzenia z roku 1993, żeby młodszym słuchaczom naszego Radia uświadomić, jak to było dawno. Rok 1993, ja wtedy miałem 8 lat, w Polsce został wprowadzony VAT, Polskę odwiedziła matka Teresa z Kalkuty, rozpadła się Czechosłowacja, a Polacy zremisowali z Anglikami w Chorzowie 1:1.

Ciekawy rok [śmiech].

33 lata. Czy nie ma pani jeszcze dość, tak po prostu, tak po ludzku?

Są różne momenty, człowiek może być bardziej lub mniej zmęczony, są zdarzenia, które powodują, że się czasami zniechęcamy, ale generalnie nie, ponieważ wykonuję pracę, którą lubię, która przynosi mi bardzo dużo zadowolenia, satysfakcji i jest niezmiernie potrzebna.

To nie jest jakaś praca biurowa i przekładanie dokumentów, ale tutaj najzwyczajniej w świecie ratujemy ludzkie zdrowie i życie, przynosimy radość na przykład dzieciom z niepełnosprawnościami, którym kupujemy wózek inwalidzki albo pionizator. Rodzice nie mają takich pieniędzy, żeby kupić takie urządzenie. Z tego powodu nie mam dość.

Poza tym myślę, że Orkiestra tak bardzo zakorzeniła się w ten styczniowy dzień i w nasze społeczeństwo, że ja sobie nie wyobrażam, żebyśmy powiedzieli z mężem „To my już dziękujemy bardzo i idziemy na emeryturę”. Były smutne wydarzenia, po których Jurek chciał rezygnować z Fundacji i wtedy cała Polska stanęła murem i powiedziała „Nie, nie możecie tego zrobić”.

Chwilę zwątpienia i zmęczenia ma każdy człowiek w różnych momentach, ale dalej będziemy robić to, co robimy, dopóki nam starczy sił i energii.

Tym bardziej, że robicie to nie tylko we dwoje, ale macie za sobą cały sztab ludzi.

Tak, mamy cudowny zespół. Zespół, gdzie stawiamy na samodzielność, gdzie darzymy się i zaufaniem, i wzajemnym szacunkiem. Pracuje nam się naprawdę dobrze. O tym, że to jest fajny zespół świadczy chociażby to, że wiele naszych pracowników jest z nami od lat, są osoby, które pracują z nami po 20 i więcej lat. I wiemy, że w tym zespole naprawdę możemy, jak to się mówi przysłowiowo, góry przenosić.

W jednym z nielicznych wywiadów powiedziała pani kiedyś, że panuje rutyna.

Nie, to jest jakieś przekłamanie. Ja rutyny nie lubię, boję się jej. Zawsze Jurka też przed tym przestrzegam. Praktyka, doświadczenie, ale nie rutyna, bo rutyna jest zgubna.

Jakby pani nazwała to, co sobie wypracowaliście przez te lata, bo działacie według chyba świetnego schematu? Zastanawiam się, czy wnosicie jakieś poprawki do tej maszyny, która tak naprawdę działa sama?

Nie, nie mamy żadnego schematu. Po prostu jesteśmy w działaniu odpowiedzialni i konsekwentni, działamy według jakichś wytyczonych planów, chociażby w zakupach. Zawsze to Jurkowi mówię, nie róbmy 50 rzeczy na raz. Jeżeli wybieramy temat, to załatwmy go od początku do końca, rozwiążmy wszystkie problemy, bo uważam, że tak jest zdecydowanie lepiej niż łapanie 10 różnych rzeczy i późniejsze ich niedokończenie. To nie leży to w mojej naturze.

Pani Lidio, tak na koniec, jak możemy pomóc Orkiestrze, co my możemy zrobić poza wpłacaniem pieniędzy do puszek? Czego wam życzyć na ten rok, na ten finał i na kolejne lata?

Spokoju, powodzenia akcji, tego, żeby niektórzy nam nie przeszkadzali. Jak Jurek zawsze mówi, jeśli komuś się nie podoba, to niech po prostu w tym nie uczestniczy, ale niech nie atakuje. I zdrowia, i sił, i energii do dalszej pracy.

I oczywiście bądźcie z nami w czasie finału!

Udostępnij ten artykuł!

Najnowsze podcasty

Nowa aplikacja mobilna RadiaKolor

Daj nam znać!

Coś ciekawego wydarzyło się w Warszawie lub okolicach? 
Warto nagłośnić ciekawą inicjatywę? Może urzędnicy się nie popisali? 

Poinformuj o tym dziennikarzy Radia Kolor! 
Z przyjemnością zajmiemy się Twoim tematem.
W razie potrzeby – gwarantujemy anonimowość.