Na czwartkowej sesji radni Warszawy przegłosowali uchwałę, na mocy której Specjalistyczne Poradnie Rodzinne z Bielan i Bemowa od lipca będą zarządzane przez miasto, a nie, tak jak do tej pory, przez władze dzielnic. Dużo emocji wywołało głosowanie dotyczące Bielan. Na sesji pojawił się burmistrz dzielnicy Grzegorz Pietruczuk, który protestował przeciwko uchwale. Alarmował, że najwięcej stracą mieszkańcy Bielan, a większość dotychczasowych klientów poradni utraci możliwość uzyskania pomocy. Zamiast centralizacji proponował on rozbudowę sieci dzielnicowych poradni.
Z kolei radni KO, którzy poparli uchwałę przekonywali, że skorzysta na niej całe miasto.
Na stole leży koncepcja, która poprawi jakość poradnictwa rodzinnego, w systemie będzie więcej pieniędzy, w związku z tym jakość usług i ich dostępność się zwiększy — mówił radny KO Jarosław Szostakowski.
Przewodniczący klubu KO w Radzie Warszawy zaznaczył, że na centralizacji skorzystają zarówno mieszkańcy całej Warszawy, jak i poszczególnych dzielnic.
W każdej z tych poradni połowa klientów jest spoza dzielnicy, w związku z tym dzielnica uważa, że jej potrzeby są zabezpieczone. Z drugiej strony dzielnice, w których takich poradni nie ma, też specjalnie nie są zainteresowane rozwojem, dlatego, że część swoich problemów, które niewątpliwie istnieją, przerzucają do tych placówek, które funkcjonują i tam dzielnica w ramach ich budżetów to ogarnie — mówił radny KO Jarosław Szostakowski.
Na te słowa zareagowała burmistrzyni Ochoty Dorota Stegienka, która nie zgodziła się, że dzielnice nie są zainteresowane rozwojem sieci poradni i zaprzeczyła słowom radnego.
Jeśli ja bym miała taką możliwość i hasło „zastanówmy się wspólnie, czy tworzymy i szukamy wspólnie pieniędzy”, to ja w to wchodzę pierwsza, bo ja wiem, że to będzie naprawdę potrzebna inwestycja. I nie mówmy, że dzielnice nie chcą, bo być może są takie, które nie chcą, ale są też takie, które gdyby tylko dostały zielone światło i zaproszenie do wspólnego stołu do tworzenia tych miejsc, to byłyby pierwsze — powiedziała Dorota Stegienka.
Po stronie burmistrzów stanęła także radna Nowej Lewicy Agata Diduszko-Zyglewska, która zagłosowała przeciwko centralizacji poradni.
Jest ogromny lęk, że ludzie, którzy są od lat klientami i pacjentami poradni, na skutek tego, że one staną się ogólnomiejskie wypadną z kolejki, dlatego, że będzie o wiele więcej klientów, kiedy zmieni się ten system. Rozumiem tutaj obawy burmistrzów, których zadaniem i odpowiedzialnością jest dbanie o ich mieszkańców — mówiła radna Nowej Lewicy Agata Diduszko-Zyglewska.
Przeciwko uchwale był także radny PiS Tomasz Herbich, który opowiedział się za rozwojem sieci poradni w poszczególnych dzielnicach.
Powinniśmy tworzyć system poradnictwa rodzinnego, który będzie zarządzany jak najbliżej tych mieszkańców, a najbliżej mieszkańców są oczywiście dzielnice. Rozbudowa systemu powinna polegać na tworzeniu nowych specjalistycznych poradni rodzinnych w kolejnych dzielnicach, a nie na centralizowaniu tej dziedziny polityki społecznej — mówił radny Tomasz Herbich.
Wiceprezydentka studzi emocje
Emocje studziła wiceprezydentka stolicy Aldona Machnowska-Góra, która uspokajała, że bielańska poradnia nie zniknie, nie zostanie też przeniesiona w inne miejsca, a przynajmniej na razie, bo wiceprezydentka nie wyklucza, że stanie się to w przyszłości. Zapowiada także, że w przyszłości taka poradnia powstanie także na Pradze-Północ.
Poradnia na Bielanach przy alei Zjednoczenia zostanie tam, dopóki nie podejmiemy decyzji, mam nadzieję, że razem z burmistrzem, żeby znaleźć w dzielnicy lepsze i większe miejsce, w które będzie można przenieść poradnie, by świadczyć tam jeszcze więcej usług — powiedziała wiceprezydentka Aldona Machnowska-Góra.
Burmistrz Bielan pozostaje sceptyczny
W te zapewnienia nie wierzy burmistrz Bielan, który uważa, że Ratusz nie tylko tego problemu nie rozwiąże, ale nawet go nasili, gdyż większość dotychczasowych klientów poradni straci w ten sposób możliwość uzyskania pomocy.
Ja nie wierzę w żadne zapewnienia, bo jestem pragmatykiem i praktykiem, bo 20 lat jestem w samorządzie — mówi Grzegorz Pietruczuk, który pozostaje sceptyczny i obawia się, że po przejęciu poradni przez miasto, mieszkańcy Bielan nie będą mogli korzystać z jej usług, gdyż wydłuży się kolejka do lekarzy. Do tej pory miejsca przydzielała dzielnica. Niepokoją się również pacjenci poradni.
Absolutnie jestem przeciwna. Tutaj panie robią dużo dobrej roboty i rękami i nogami będę broniła, żeby panie tutaj zostały. Tu jest fachowa pomoc, tu jest psycholog dziecięcy i rodzinny, poza tym są porady prawne. My laicy nie wiemy na czym stoimy, a tutaj dostajemy bardzo dużo pomocy — mówi jedna z pacjentek bielańskiej przychodni.