Spółdzielnia razem z deweloperem chcą przejąć od miasta spory teren w Parku nad Balatonem, tuż przy jeziorze Balaton, a mieszkańcy obawiają się postawienia w tym miejscu bloków. Ale tak naprawdę równie dobrze może do tego dojść już teraz bez czyjejkolwiek zgody.
Do mieszkańców Gocławia dotarła informacja, która mocno ich zaniepokoiła. Na najbliższym walnym zgromadzeniu (które rozpoczyna się 8 maja) odbędzie się głosowanie m.in. w sprawie wyrażenia zgody na przyjęcie planu inwestycji na terenie działki 51/1 z obrębu 3-06-05.
Chodzi o teren o powierzchni ponad 50 tys. m², który znajduje się tuż obok sztucznego jeziorka — centralnego punktu parku, który w 2010 roku stał się wizytówką Gocławia.
Teren ten aktualnie należy do miasta, a Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Gocław-Lotnisko chce go przejąć na własność. Jego wartość przekracza 200 mln złotych, ale Warszawa chce go sprzedać za jedną czwartą tej kwoty. To jednak wciąż za dużo jak na możliwości spółdzielni. Dlatego zdecydowała się na współpracę z grupą Profbud Sp. z o.o., która zostałaby wówczas generalnym realizatorem, o czym powiedział prezes spółdzielni, Janusz Sienkiewicz.
Sprzeciw mieszkańców
Mieszkańcy zdecydowanie sprzeciwiają się budowie bloku. Powstała na ten temat specjalna strona internetowa, na której znajdują się szczegółowe informacje, kiedy i o której mieszkańcy danych ulic mogą przyjść oddać swój głos w tej sprawie.
Według prezesa, jeżeli pomysł zostanie odrzucony, to ucierpią na tym sami mieszkańcy, tłumaczył.
Jeżeli deweloper zdecyduje się postawić na tym terenie blok lub jakikolwiek inny budynek, choćby budkę z lodami, decyzja o pozwoleniu należałaby wówczas do spółdzielni — czyli do mieszkańców. Dlatego Janusz Sienkiewicz nie rozumie, dlaczego w Internecie spotyka tak dużo hejtu skierowanego w spółdzielnię.
Nasz reporter, Bartosz Romanowski, postanowił sam sprawdzić, co o tej całej sytuacji sądzą mieszkańcy osiedla.
Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Jutro rozpocznie się głosowanie, które potrwa aż do 21 maja.