Nie wszyscy idący do powstania byli jego zwolennikami. Jedną z takich osób był dowódca żoliborskiego zgrupowania Żmija rtm. Adam Rzeszotarski.
Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku, trwało 63 dni.
Nie wszyscy idący do powstania byli jego zwolennikami. O tym jak ojciec podchodził do zrywu w rozmowie z naszym dziennikarzem Marcinem Kargolem opowiada syn powstańca Marek Rzeszotarski.
Ojciec był wyszkolonym oficerem, w mieście powstania się nie robi – opowiada Marek Rzeszotarski.
Po kapitulacji Żoliborza rtm. Rzeszotarski trafił do niewoli na terenie Niemiec, skąd po wyzwoleniu obozu trafił do Włoch, gdzie dalej dowodził wojskiem. Po powrocie do kraju w roku 1947 był stale inwigilowany.
Żoliborz to pierwsza dzielnica, w której rozpoczęły się walki powstańcze. Jak to poświęcenie w powstaniu wpłynęło na dzieci powstańca?
Zawsze był to powód do dumy – komentuje Marek Rzeszotarski.
W czasie walk o Dworzec Gdański wielu podkomendnych rotmistrza Rzeszotarskiego przeżyło ten atak dzięki jego decyzjom, a rozmowy z tymi żołnierzami do dziś są dziedzictwem moralnym rodziny dowódcy zgrupowania Żmija.
Dyskusje o sensie Powstania Warszawskiego miały miejsce również w czasie powstania.
Nie było czasu na dyskusje, nie było rozwiązania – dodaje Marek Rzeszotarski.
Jak podkreśla Marek Rzeszotarski jego ojciec w domu nie opowiadał zbyt wiele o czasach powstania, by nie uczyć dzieci nienawiści i żądzy odwetu, ale pozostawić w nich jedynie wartości i wzorce.